Oto jak wielka jest siła słowa: tam gdzie go zabraknie, znika świat (Olga Tokarczuk)

Wolność człowieka – prawda czy złudzenie? Co psychologia społeczna mówi nam o naturze ludzkiej?

2016-11-21 23:16

O tym, jak łatwo utracić osobistą niezależność i ulec zewnętrznemu naciskowi mogliście się przekonać na kolejnym spotkaniu MKD. Przyglądaliśmy się eksperymentom psychologicznym ujawniającym podatność człowieka na manipulację, która w efekcie prowadzi do zniewolenia i mobilizuje do przekraczania granicy między dobrem a złem. Co decyduje o tym, że ludzie gotowi są zaprzeć się siebie, odrzucić uznawane wartości moralne, dokonywać czynów, o które wcześniej nie posądzało się samych siebie? Odpowiedź wydaje się bardzo prosta – przesądza o tym istotna dla tworzenia społeczności potrzeba przynależności do grupy i akceptacji.

Podział my – oni, reguła wzajemności, konformizm, posłuszeństwo, dehumanizacja, deindywidualizacja, siła autorytetów – to tylko niektóre z mechanizmów pozwalających instytucjom, elitom władzy, aparatowi państwa tworzyć systemy skutecznie oddziałujące na postawy, zachowania, decyzje, przekonania ludzi. Zrozumienie tych mechanizmów jest niezwykle ważne dla budowania wewnętrznej odporności wobec społecznych wpływów i manipulacji.

Naszej wędrówce po tajemnicach ludzkiej natury i funkcjonowania jednostki w społeczności towarzyszyła projekcja filmu dokumentalnego Pięć kroków do tyranii oraz lektura fragmentów książki Philipa Zimbardo Efekt Lucyfera. Dlaczego dobrzy ludzie czynią zło? Zajęcia rozpoczęliśmy od zapoznania się z eksperymentem przeprowadzonym przez Solomona Ascha. Ten psycholog społeczny badał wpływ grupy na przekonania jednostki. Bardzo prosty test, polegający na tym, że badany – po wysłuchaniu opinii innych osób – miał ocenić długość linii na planszy, dowiódł, że człowiek pod wpływem grupy jest skłonny do zachowań konformistycznych, nawet w sytuacji, gdy jest się pewnym, iż grupa nie ma racji. Silna potrzeba przynależności do wspólnoty odgrywa tu kluczową rolę. Wydaje nam się, że inni nas zaakceptują, gdy będziemy się z nimi zgadzać, dostosujemy się do ich punktu widzenia. Jeżeli do tego osoba, która wywiera nacisk na grupę, postrzegana jest przez nią jako bardziej kompetentna, ciesząca się autorytetem, to stopień ulegania naciskowi grupy znacznie się zwiększa. Eksperyment zrobił na was wrażenie. Zastanawialiśmy się wspólnie, jakie konsekwencje dla jednostki i całej społeczności może mieć konformizm. Uznaliście, że za uległość wobec grupy i wyrzeczenie się własnych przekonań płaci się ogromną cenę – traci się szacunek do siebie, godność, cześć. Zwróciliście jednak uwagę na to, że postawa konformistyczna może przynieść osobiste korzyści, chociażby w sferze zawodowej – łatwiej w takim wypadku o karierę i wyższe zarobki. Reguła konformizmu ma również istotne znaczenie dla funkcjonowania wspólnoty, bo wiąże się z jej podatnością na wpływ społeczny. Konkretnych przykładów dostarcza nam historia – powstawanie państw totalitarnych, ludobójstwa, terroryzm, wykorzystywanie okrucieństwa i barbarzyńskich zachowań dla osiągnięcia określonych celów są możliwe między innymi za sprawą mechanicznej akceptacji reguł i wartości funkcjonujących w grupie, bezmyślnej aprobacie zasad głoszonych przez innych.

Tego, jak łatwo manipulować zbiorowością, dowodzi eksperyment przeprowadzony przez amerykańską nauczycielkę, Jane Elliott. Zastanawiała się ona, jak nauczyć dzieci tolerancji i solidarności. W tym celu wykorzystała podstawową regułę wpływu społecznego: podział my – oni, autorytatywnie klasyfikując uczniów na lepszych i gorszych. O przynależności do danej grupy decydował kolor oczu: niebieskoocy odgórnie zostali uznani za bardziej inteligentnych i w związku z tym przyznano im pewne przywileje, natomiast dzieci brązowookie, określone jako gorsze, musiały podporządkować się narzuconym im regułom, wyraźnie je dyskryminującym. Odtąd epitet „brązowooki” stygmatyzował dzieci, co skutkowało zerwaniem dotychczasowych więzi przyjaźni, okazywaniem sobie jawnej wrogości i agresją. Aż trudno uwierzyć, jak szybko dzieci weszły w narzucone im role. Siła autorytetu nauczycielki objawiła się nie tylko w absolutnym posłuszeństwie uczniów, ale również w natychmiastowej zmianie ich sposobu myślenia i działania. Zauważyliście, że ludzka tendencja do dzielenia na „swoich” i „obcych”, na „ja” i „inny” bywa wykorzystywana przez aparat władzy. W połączeniu z konformizmem i siłą autorytetu, a także deindywidualizacją „swoich” i dehumanizacją „innego” reguła ta może prowokować do działań antyspołecznych. Wśród podawanych przez was przykładów zjawisk łączących się z zasadą podziału my – oni znalazły się antysemityzm w nazistowskich Niemczech, walka z „kułakami” w ZSRR czy aktualny problem uchodźców.

Największe wrażenie wywarł jednak na was eksperyment przeprowadzony przez psychologa społecznego Stanleya Milgrama zajmującego się badaniem ślepego posłuszeństwa wobec autorytetu. Osoby biorące udział w doświadczeniu zostały poinformowane, że eksperyment ma zbadać wpływ kar na proces uczenia się. Badani odgrywali rolę nauczyciela – siedząc przed specjalną aparaturą do aplikowania wstrząsów elektrycznych mieli odczytywać uczniowi słowa zestawione w parach i prosić o ich powtórzenie. W trakcie eksperymentu uczeń siedział w sąsiednim pomieszczeniu (niewidziany przez nauczyciela), podłączony do aparatury elektrycznej. Za błędną odpowiedź nauczyciel miał poddawać ucznia elektrowstrząsom – za każdym razem coraz mocniejszym, aż do 450 V. Oczywiście uczeń był jedynie aktorem, którego zadaniem było udzielać niepoprawnych odpowiedzi, zaś aparatura tylko atrapą. Wyniki eksperymentu – co przyznaliście – są wstrząsające. Aż dwie trzecie badanych doszło do maksymalnego poziomu napięcia wstrząsu, mimo że z sąsiedniego pomieszczenia dobiegały krzyki „ucznia” i prośby o zakończenie doświadczenia. Również gdy uczeń-aktor przestawał udzielać odpowiedzi, co mogło sugerować jego zasłabnięcie, a nawet śmierć, badani nie wycofywali się z zadania. A wszystko za sprawą prostego – jak się okazało – zabiegu: otóż eksperymentator, obecny podczas badania, zapewniał „nauczyciela”, że bierze pełną odpowiedzialność za los „ucznia”. Zadziałała tu siła autorytetu – jeżeli człowiek postrzega kogoś jako eksperta, kogoś, kto wie i rozumie więcej, jest wtedy bardziej skłonny wykonywać jego polecenia, nawet jeżeli wiąże się to z przekroczeniem zasad moralnych. W jego ocenie autorytet bierze pełną odpowiedzialność za działania, on zaś tylko wykonuje rozkazy. Przyznaliście, że eksperyment Milgrama może wyjaśnić, dlaczego żołnierze i siły cywilne są gotowe na rozkaz wymordować miliony ludzi. Jakże trafne okazują się słowa brytyjskiego naukowca i pisarza Charlesa Percy`ego Snowa: „Kiedy myśli się o długiej i ponurej historii ludzkości, nasuwa się wniosek, że dużo więcej ohydnych zbrodni popełniono w imię posłuszeństwa niż w imię buntu”.

Na następnym spotkaniu MKD będziecie mieli okazję wykorzystać znajomość procesów determinujących działania wspólnoty do analizy znakomitej powieści jednego z noblistów. A tymczasem zapraszam do dzielenia się na blogu swoimi refleksjami o mechanizmach władzy, o naturze ludzkiej, o tym, że „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”.

[IM]

Zob. fragmenty Efektu Lucyfera

 

Komentarze